niedziela, 29 grudnia 2013

chillsoundsgoodmusic Best Of 2013

chillsoundsgoodmusic
Rok 2013 ma się ku końcowi, wszyscy szykują się już do Sylwestrowej imprezy i przywitania Nowego Roku, czas więc na podsumowanie tego, co się przez ostatnie 12 miesięcy w muzycznym światku działo. Już na wstępie chciałem zaznaczyć, że wybór utworów do tego zestawienia jest tak subiektywny, jak to tylko możliwe, a Wy macie prawo i powinniście się z nim nie zgodzić ;) Żeby nie owijać w bawełnę: przed Wami 30 tracków, które w 2013 roku uważam za najlepsze. Utwory ułożone są w kolejności alfabetycznej, co by nie było komentarzy, że coś jest na pierwszym miejscu, a powinno być na ostatnim - po prostu każda piosenka, którą tu znajdziecie, jest według mnie najlepsza. Zaczynamy:

BANKS - "Before I Ever Met You"

BANKS w tym roku stworzyła kilka utworów, które nadawałyby się do tej listy, jednak należy pamiętać, że gdyby nie mroczne i niepokojące "Before I Ever Met You", prawdopodobnie nie miała by takiej okazji. To właśnie ten utwór sprawił, że o dziewczynie zrobiło się głośno, dlatego zasłużył sobie na to miejsce.



Ben Khan - "Savage"

Utwór wydany niespełna miesiąc temu z miejsca trafił na mój tegoroczny TOP i był jednym z niewielu pewniaków, które od początku chciałem umieścić na tej liście. Teoretyczny brak ostatecznego szlifu w tym utworze staje się jego największą zaletą.



BURNS ft. Until The Ribbon Breaks - "No One Else"

Until The Ribbon Breaks pojawi się w tym zestawieniu jeszcze raz, jednak nie sposób nie wspomnieć o utworze, który powstał we współpracy z utalentowanym londyńskim DJ-em i producentem. "No One Else" to dawka elektronicznej alternatywy z najwyższej półki.



Eeva - "Didn't I"

Młoda Serbka, która tworzy r&b i hip-hop w stylu lat '90 ubiegłego wieku. Ponadto robi to lepiej niż większość Amerykanek. "Didn't I" musiało się tu znaleźć.



Elliphant - "Music Is Life"

Co prawda moim faworytem w dorobku pochodzącej ze Szwecji Elliphant jest wciąż utwór "Down On Life", jednak ze względu na fakt, że został on wydany w 2012 roku, na listę trafia "Music Is Life". Pozytywny groove płynący z tej piosenki nigdy się nie znudzi.



Erik Hassle - "Talk About It"

"Talk About It" to kolejny track, który był pewniakiem na liście podsumowującej mijający rok. Erik Hassle stworzył utwór perfekcyjny - zarówno pod względem muzycznym, jak i wokalnym.



Jed Nayef - "Freaks"

Fenomenalny "Freaks" został wydany przez Jeda w pierwszej połowie tego roku, jako jego debiutancki utwór, a do dziś uwielbiam go słuchać. Szkoda, że od tamtej pory Jed milczy. Cierpliwie czekam na coś nowego.



Kat Vinter - "Stoneheart"

Z Kat Vinter sytuacja wygląda identycznie, co w przypadku Jeda - jej "Stoneheart" okazał się być jednym z najlepszych electropopowych utworów tego roku, mimo to, Kat wciąż nie wydała nic nowego. Czekamy!



Kids Of The Apocalypse - "Masters Of The Sun"

Drugi utwór, jaki opublikowałem na blogu i pierwszy, jaki trafił na tę listę. Kids Of The Apocalypse to dla mnie najlepszy debiut tego roku - z wielkim zaciekawieniem czekam na to, co pokażą w najbliższym czasie, ale coś mi mówi, że za rok również tu trafią.



Kids Without Instruments - "Nausea Nostalgia"

Dwójka dzieciaków ze Stanów Zjednoczonych zachwyciła mnie w tym roku swoją debiutancką EP-ką, a "Nausea Nostalgia" to zdecydowanie jej godny reprezentant.



Last Lynx - "Killing Switch"

Utwór wepchnięty do tego zestawienia trochę "na siłę" ponieważ premierę miał w listopadzie 2012 roku, jednak po pierwsze - ja usłyszałem go dopiero w tym roku, po drugie - pochodzi z EP-ki wydanej w kwietniu 2013, a po trzecie - jest tak idealny, że po prostu musiał się tu znaleźć.



Mapei - "Don't Wait"

Żaden utwór umieszczony do tej pory na chillsoundzie nie zdobył tylu "lajków" na Facebooku, co "Don't Wait" od Mapei. Niesamowicie pozytywny track musiał się więc znaleźć na tej liście - bo lubię go tak samo jak Wy.



Milky Chance - "Stolen Dance"

"Stolen Dance" przywędrował na chillsounda zza naszej zachodniej granicy i spodobał się tak bardzo, że trafia również i tu. 



Misun - "Battlefields"

Nawet nie chcę podliczać, ile razy pisałem w tym roku o grupie Misun, wiem jednak, że nikt nie trafiał na chillsounda równie często jak oni. Dlatego też miałem niemałe problemy z wyborem tego najlepszego moim zdaniem utworu. Ostatecznie padło na "Battlefields", ale i tak nie mogłem się oprzeć, by nie wrzucić tu dwóch wersji tego tracku, które idealnie obrazują, jak wszechstronnym zespołem jest Misun.





Mt. Wolf - "Midnight Shallows"

Mt. Wolf urzekali, czarowali i zachwycali przez cały 2013 rok. Czas przeszły użyty w tym zdaniu ma niestety drugie dno - na początku grudnia członkowie zespołu poinformowali świat, że ze względu na różnice w podejściu do ich twórczości grupa kończy swoją działalność. Ze smutkiem polecam więc po raz kolejny przesłuchać ich fenomenalne "Midnight Shallows".



Mykel - "Hold On"

"Hold On" pochodzi z EP-ki Mykela o tym samym tytule i jest idealnym przykładem na to, że dubstepowe wstawki nie przeszkadzają w stworzeniu dobrego utworu. Słuchać z podkręconym basem!



ODESZA - "My Friends Never Die"

"My Friends Never Die" czy "If There's Time"? Było to chyba najtrudniejsze pytanie, jakie wisiało nade mną podczas tworzenia tego zestawienia, ostatecznie postawiłem jednak na pierwszy z utworów. Dlaczego? Bo tak :)



Phantogram - "Black Out Days"

Na powrót grupy Phantogram czekali wszyscy miłośnicy dobrego, alternatywnego popu, chyba jednak nikt nie spodziewał się, że ich nowy utwór będzie aż tak dobry. "Black Out Days" zasłużył sobie na miejsce na tej liście w 100 procentach.



Portugal. The Man - "Purple Yellow Red And Blue"

Zdecydowanie najlepszy utwór w dorobku tej doświadczonej już grupy musiał znaleźć się na tej liście. "Purple Yellow Red And Blue" wciąga i uzależnia na długi czas.



Sir Sly - "Where I'm Going"

Debiutancka EP-ka grupy Sir Sly była jednym z najlepszych nagrań tego roku, ja jednak nie miałem nawet cienia wątpliwości, który utwór powinien reprezentować ją w tym zestawieniu. O ile pozostałe tracki są po prostu bardzo, bardzo dobre, to "Where I'm Going" jest dla mnie ideałem, szczególnie, jeżeli chodzi o budowanie napięcia.



Soulcrate ft. Grieves - "Shot In The Dark"

Prawie każdy utwór firmowany marką Soulcrate jest w hip-hopowym światku wydarzeniem, dlatego nie powinno dziwić, że "Shot In The Dark" znajduje się wśród najlepszych utworów tego roku.



Tamara Saul - "He Don't Know My Name"

"He Don't Know My Name" to wehikuł czasu, który przenosi nas w lata '90 ubiegłego wieku. Tamara Saul perfekcyjnie oddała klimat klubowych tracków w rytmach r&b z tamtych czasów. Właśnie dlatego utwór trafia do tego zestawienia.



The Colourist - "Fix This (The Chainsmokers Remix)"

Bez żadnych wątpliwości - "Fix This" w remixie duetu The Chainsmokers to najlepszy klubowy banger, jaki słyszałem w tym roku i żaden Martin Garrix, czy inne "Tsunami" nawet nie dorastają mu do pięt. Obowiązkowa pozycja na każdym Sylwestrowym party!



The Kite String Tangle - "Given The Chance"

"Given The Chance" to kolejny przykład na to, jak idealnie rozłożyć różne elementy podkładu muzycznego, by napięcie stopniowo rosło, a track nie stawał się po pewnym czasie nudny. Czekam na więcej od The Kite String Tangle.



Thomas Azier - "Ghostcity"

"Ghostcity" to najlepszy utwór w dorobku Aziera, jest też jedną z najlepszych elektronicznych piosenek popowych, jakie powstały w mijającym roku.



Thunderbird Gerard - "Live"

"T.R.O.U.B.L.E" to dla mnie jedna z trzech najlepszych EP-ek, jakie zostały wydane w 2013 roku, a "Live" to najlepszy utwór z tej EP-ki. Proste.



TLC - Creep (Kaytranada's Creepier Edition)

Remixowanie utworu jednej z najlepszych kobiecych grup w historii muzyki to krok niezwykle odważny. Gdy jednak bierze się za to Kaytranada, możemy być spokojni o rezultat. "Creep" w jego wersji podoba mi się chyba nawet bardziej niż oryginał.



Until The Ribbon Breaks - "2025"

Nie jestem w stanie napisać tego z pełnym przekonaniem, ale gdyby ktoś siłą próbował wydobyć ode mnie informację na temat tego, jaki utwór uważam za najlepszy w 2013 roku, prawdopodobnie wskazałbym właśnie na "2025". Majstersztyk, perfekcja.



Vance Joy - "Riptide"

Jedna z najbardziej pozytywnych piosenek, jakie słyszałem w 2013 roku. Nie znam osoby, u której nie wzbudzałaby uśmiechu na twarzy. Za to, że poprawiała mi humor przez cały rok, trafia do tego zestawienia.



We Are Legends - "Summer Night"

Najlepszy obraz tegorocznych wakacji. Ten funkujący track był idealnym tłem muzycznym dla wakacyjnych imprez pod gołym niebem. Mam nadzieję, że Szwedzi z We Are Legends nagrają jeszcze coś w podobnych klimatach.



W ten sposób dotarliśmy do końca zestawienia najlepszych utworów mijającego właśnie roku. Wiadomo, że każdy ma inny gust i pewnie brakuje tu kilku utworów, które chcielibyście usłyszeć. Część z wyróżnionych piosenek wyrzucilibyście pewnie w cholerę, ale dla mnie to właśnie te 30 (no dobra, "Battlefields" jest w dwóch wersjach, więc 31) tracków zasłużyło na tytuł "Best of 2013".

Playlistę z najlepszymi utworami 2013 roku znajdziecie na chillsoundowym profilu na soundcloudzie, jeżeli macie ochotę na przesłuchanie całości, zapraszam tu.

Jako, że zmykam już dziś na Sylwestrowy wyjazd, życzę Wam wszystkim udanej imprezy, braku kaca na drugi dzień, a przede wszystkim szczęśliwego i wesołego Nowego Roku, który przyniesie Wam mnóstwo nowych odkryć muzycznych. Widzimy się na początku stycznia!

środa, 25 grudnia 2013

Lucius - Turn It Around (Silent Rider Remix)

chillsoundsgoodmusic
O grupie Silent Rider pisałem już przy okazji wydania utworu "Black Crown" nagranego z udziałem Camille Corazón. Brooklyńskie trio powraca z kolejnym udanym trackiem, tym razem jednak jest to remix. Piosenka, którą wzięli na tapetę, to "Turn It Around" zdobywającej coraz większą popularność grupy Lucius. Cieszy, że Panowie z Silent Rider nie zmodyfikowali zbytnio warstwy wokalnej, ponieważ moim zdaniem brzmienie wokalistek Lucius jest idealne. Zamiast tego skupili się jedynie na kwestii muzycznej, całkowicie zmieniając charakter utworu. W wersji Silent Rider "Turn It Around" to spokojna, elektroniczna ballada w stylu downtempo.



Jeżeli ktoś nie zna oryginału, zapraszam do przesłuchania:



Silent Rider odnajdziecie tu:

Mapei - Don't Wait

chillsoundsgoodmusic
Pisałem wczoraj o tym, że zdarza mi się ostatnio przegapić jakieś warte uwagi utwory. Pora nadrobić kolejną zaległość. Mamy jednak idealny dzień na taki utwór - większość z nas wstała pewnie z uśmiechem na twarzy, dlatego warto podtrzymywać dobry humor, słuchając tak pozytywnego tracku.

Młodziutka Mapei dała się już poznać szerszej publiczności wydaną w 2009 roku EP-ką, po której jednak zamilkła na dłuższy czas. Długo wyczekiwany powrót nastąpił 2 miesiące temu, gdy wokalistka zaprezentowała światu swój najnowszy singiel - "Don't Wait". Mega optymistyczny utwór jest reprezentantem popu wymieszanego z elektroniką i soulowymi brzmieniami. Nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę, że Mapei pochodzi ze Szwecji. Polecam przy okazji sprawdzić również remix tego utworu.

"Don't Wait"



"Don't Wait (Kingdom Rmx)"


Mapei szukajcie tu:

wtorek, 24 grudnia 2013

Ben Khan - Savage/Eden

chillsoundsgoodmusic
Jak pewnie sami zdążyliście zauważyć, na chillsoundzie ostatnio nowe utwory pojawiają się zdecydowanie rzadziej niż na początku, jednak daję słowo, że podrzucam Wam wszystko, co najlepsze. Czasem jednak zdarza mi się coś wartościowego przegapić, na szczęście zawsze po jakimś czasie w końcu nadrabiam zaległości. Tak jest w tym przypadku, jednak z wielką przyjemnością chcę Wam przedstawić mocnego pretendenta do kandydata "najbardziej obiecującego artysty 2014 roku (czy czegoś w tym stylu)".

Oto Ben Khan - londyński producent, mający do tej pory na swoim koncie 3 utwory, z czego dwa bez żadnych przeszkód wskakują do mojego prywatnego TOP utworów wydanych w tym roku. Zagraniczne media zdążyły nadać mu przydomek - "Nowy Jai Paul", a ja, choć może tylko jedną ręką, jednak mogę się pod tym podpisać. Liczba wyświetleń jego utworów w poszczególnych serwisach też mówi sama za siebie. A teraz wisienka na torcie - wszystkie utwory okraszone są tagiem "demo", co prawdopodobnie oznacza, że na wersje ostateczne będziemy dopiero musieli poczekać. Mistrzostwo!

"Savage"



"Eden"


Artysty szukajcie tu:

poniedziałek, 23 grudnia 2013

The Occupants - Wonderland

chillsoundsgoodmusic
Od pewnego już czasu w show-biznesie panuje tendencja do maksymalnego wydłużania wszystkiego, co tylko wydłużyć się da (bez skojarzeń :D). Coraz to dłuższe klipy prezentowała początkowo Lady Gaga, później Kanye West, teraz ciężką do przeskoczenia poprzeczkę ustawił Pharell Williams. Niezależnie jednak od tego, jak długi będzie teledysk, jeżeli piosenka jest do dupy, to i obrazem nikt się nie zachwyci. Prawdą jest też, że niesamowicie ciężko nagrać spójny, nienudzący utwór, którego długość będzie większa niż klasyczne 3-5 minut. Tym bardziej cieszę się więc, że Panom z The Occupants ta ciężka sztuka się udała.

Pomimo, że historia nazwy The Occupants nie jest zbyt długa, stoją za nią ludzie znani już szerszemu gronu odbiorców. O ile nazwisko Flynn Gower nie każdemu jeszcze coś powie, o tyle o rockowym bandzie Cog większość z nas przynajmniej słyszała. Australijscy bracia Gower skomponowali track bardzo nietuzinkowy, który czasem brzmi, jak najlepsze nagrania Genesis i Phila Collinsa, kiedy indziej jak współczesny pop z najwyższej półki, okraszony dużą dawką gitarowych brzmień. Pomimo ponad 8 minut, utwór niejednokrotnie zmienia brzmienie, korzystając z ciekawych mostków i przejść, jednocześnie ani na chwilę tracąc spójności, jako całość. Sprawdźcie sami:


The Occupants znaleźć możecie tu:

środa, 11 grudnia 2013

Kaskelott - It Matters/Stay Together

chillsoundsgoodmusic
Czy kogoś jeszcze dziwi fakt, że gdy na chillsoundzie pojawia się piosenka z gatunku alternatywnego popu, to w 90% przypadków jej twórcy pochodzą ze Szwecji? Mnie nie. Od dłuższego już czasu kraj, z którego wywodzili się założyciele jednego z najbardziej wpływowych zespołów w historii popu - ABBY, pokazuje nam, jak powinny brzmieć utwory popowe, których nie musimy się wstydzić.

Dziś mam przyjemność zaprezentować Wam kolejnych przedstawicieli tego nurtu - zespół Kaskelott. Pomimo, że grają ze sobą dopiero rok, zdążyli już być ochrzczeni jako mix Phoenix, Muse, Local Native i Depeche Mode. Powinniście domyślać się więc, czego spodziewać się po tym zespole. Nie doświadczymy tu typowej w ostatnich miesiącach dla Skandynawii ambitnej elektroniki - jest to granie zdecydowanie bardziej klasyczne, które miłośnikom takich brzmień powinno przypaść do gustu już po pierwszym przesłuchaniu. Kwartet wydał jakiś czas temu swoją debiutancką EP-kę pt. "Retrospective" - poniżej znajdziecie najlepsze moim zdaniem utwory, które z niej pochodzą.

"It Matters"



"Stay Together"



Zespołu szukać możecie tu:

wtorek, 10 grudnia 2013

Last Lynx - Lacuna

chillsoundsgoodmusic
Last Lynx - pewni kandydaci do tytułu jednej z najlepszych EP-ek tego roku nie próżnują. Ich fenomenalne "Killing Switch" i "The Great Water Sequel" jeszcze mi się nie znudziły, a wygląda na to, że właśnie otrzymaliśmy godnego następcę tych tracków. "Lacuna" zwiastuje kolejną EP-kę w dorobku szwedzkiej grupy, która nosić ma tytuł "Rifts" i ukazać się w 2014 roku.

Utwór nie powinien zaskoczyć niczym dotychczasowych fanów grupy - mówiąc wprost, jest to kolejna porcja dobrego, alternatywnego popu w skandynawskim stylu, znanego już choćby z "Ocean Reels EP". Chillujący, spokojny track ma wszystko, czego oczekujemy od Last Lynx - ciekawy podkład z delikatną gitarą i elektronicznymi wstawkami oraz perfekcyjnie uzupełniające się wokale. "Lacuna" oficjalną premierę będzie mieć dopiero 20 stycznia, radzę więc korzystać z prezentu, jakim jest tymczasowe udostępnienie piosenki do pobrania za darmo. Pozostaje jedynie czekać na zapowiedzianą EP-kę...


Last Lynx szukajcie tu:

Bijan - Dream Team (ft. Lorde & Ipaneema)

chillsoundsgoodmusic
To już trzeci raz, gdy Bijan pojawia się na chillsoundzie, tym razem zabiera jednak ze sobą ze znajomych. Ipaneema to wokalista i producent z San Francisco, o którym napisać chciałem już od dawna, jednak jakoś do tej pory nie było okazji. Jako, że taka się natrafiła, polecam sprawdzenie jego soundclouda - "Love Is A Drug" to utwór, który z mojej playlisty nie zniknął już od ponad roku. Kolejnej uczestniczki tego projektu przedstawiać Wam raczej nie muszę - track "Royals" Lorde jest namiętnie wałkowany przez większość stacji radiowych na świecie, więc pewnie co nieco o tej nowozelandzkiej wokalistce już słyszeliście. Najnowszym singlem z jej debiutanckiego albumu jest utwór "Team" i to właśnie jego fragment możecie usłyszeć w opisywanym utworze Bijana.

Muszę się powtórzyć, jednak w odniesieniu do "Dream Team" napisać mogę w zasadzie to samo, co przy poprzednim utworze - każdy jego kolejny track reprezentuje trochę inny styl, wszystkie tworzą jednak przy tym niesamowicie spójną, charakterystyczną całość. Fakt ten jeszcze bardziej wzbudza we mnie chęć przesłuchania całego albumu Bijana, którego premiera ponoć coraz bliżej. Tak jak w przypadku tracków "Madman" i "Social Graces", nad produkcją czuwał Monaco. Według mnie "Dream Team" to najlepszy utwór w dorobku Bijana, jednak biorąc pod uwagę wysoki poziom poprzedników, jest to wyłącznie kwestia gustu.



Więcej o Bijanie znajdziecie tu:
facebook
twitter
soundcloud

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Peter Thomas - All Of You (ft. Betty Who)

chillsoundsgoodmusic
Betty Who to dziewczyna, która swoją EP-ką pt. "The Movement" wydaną w tym roku, wywołała już wokół siebie mały szum na rynku muzycznym. Za elektroniczne brzmienia podkładów tego minialbumu odpowiadał zaś nie kto inny, jak Peter Thomas. Nic więc dziwnego, że w jego debiutanckim solowym utworze wokalnie udziela się właśnie wspomniana artystka.

Jako, że dziś na chillsoundzie brzmią rytmy imprezowe, nadal pozostajemy w tych klimatach, jednak tym razem jest to utwór w zdecydowanie bardziej współczesnym stylu, który przy odrobinie szczęścia i dobrej promocji miałby spore szanse na podbicie wszystkich list przebojów. Potencjał widać zarówno w popowym głosie Betty, która już swą EP-ką udowodniła, że warto czekać na jej kolejne produkcje, jak i w Peterze, który utwierdza nas w przekonaniu, że ma smykałkę do tworzenia prostych, wpadających w ucho podkładów. Czekamy na więcej.


Petera szukać możecie tu:

We Are Legends ft. Artymove - Passionate Ones

chillsoundsgoodmusic
We Are Legends trafili już na chillsounda przy okazji premiery ich utworu "Summer Night". Track ten był przepełnionym dźwiękami syntezatorów hołdem dla lat 80-tych ubiegłego wieku, idealnym na letnią imprezę pod gołym niebem. Tym razem chłopaki z We Are Legends wraz z Mathildą Lindgren z Artymove, zabierają nas do klubu z lat 90-tych, w którym głębokie dźwięki basów przeplatają się z przyjemnym i ciepłym głosem wokalistki. Idealne na jesienno-zimowe imprezy.



Szwedzki duet znajdziecie tu:
facebook
twitter
oficjalna strona

niedziela, 8 grudnia 2013

The Colourist - Fix This (The Chainsmokers Remix)

chillsoundsgoodmusic
Jeżeli ktoś zapytałby mnie o twórców najlepszych remixów ostatnich lat, bez wahania wymieniłbym duet The Chainsmokers - wydaje mi się, że wkrótce nazwa ta będzie na ustach wszystkich. Nowojorczycy mają niesamowitą smykałkę do tworzenia soczystych klubowych bangerów, które niejednokrotnie są w mojej opinii lepsze od oryginałów. Nie będę oceniał czy jest tak w przypadku opisywanego utworu, jednak muszę przyznać, że Maya Tuttle i jej wysoki wokal niesamowicie dobrze pasują do dance'owej elektroniki brzmiącej w podkładzie. Gdybym był rezydentem jakiegokolwiek liczącego się klubu, track ten rozbrzmiewałby z głośników na każdej imprezie. Dlatego pomimo tego, że już niedziela i większość z Was raczej odpoczywa, polecam zaznajomienie się z tym kawałkiem, żeby móc odpalić go w następny weekend.



Dla przypomnienia - chłopaków z The Chainsmokers szukajcie tu:

wtorek, 12 listopada 2013

Kids Of The Apocalypse - Empire

chillsoundsgoodmusic
Naczekałem się na ten utwór, naczekałem. Ekipa z Kids Of The Apocalypse po wydaniu perfekcyjnego "Masters Of The Sun" milczała przez ponad 10 miesięcy (nie licząc wydania jednego remixu). Warto jednak było czekać, bo KOTA swoją nową produkcją utwierdziła mnie w przekonaniu, że na ich płytę/EP-kę/cokolwiek warto czekać, jak na nic innego.

"Empire" to utwór z jednej strony zupełnie inny niż ich debiutancki singiel, z drugiej jednak, gdyby ktoś zapytał mnie o jego twórców, prawdopodobnie strzeliłbym, że to właśnie członkowie Kids Of The Apocalypse. Track to w zasadzie klasyczny przykład drum'n'bass'u bez zbędnych udziwnień, jednak zdecydowanie słychać w nim rękę producentów z KOTA, dzięki czemu zachował on pewną tajemniczość i monumentalność "Masters Of The Sun". Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to fakt, iż utwór dla mnie powinien zakończyć się tuż po 3 minucie, ponieważ końcówka jest dla mnie zrobiona trochę na siłę, odstaje od reszty utworu i jest najzwyczajniej w świecie niepotrzebna. To jednak tylko drobna uwaga, bo całość to po prostu track, który warto przesłuchać, nawet jeśli nie przepadasz za tym gatunkiem.

Od czasu debiutu KOTA niewiele się zmieniło - nadal nie wiemy nic o członkach grupy, nie mam też pojęcia czy na kolejny track będę musiał znów czekać prawie rok, czy też "Empire" zwiastuje jakieś większe wydawnictwo. Wiem jednak, że warto czekać, niezależnie od tego ile ten okres potrwa.

Wszystkim, którzy nie śledzą chillsounda od samego początku zdecydowanie polecam przesłuchanie "Masters Of The Sun", bo pomimo tego, że "Empire" słuchałem już kilkanaście razy w przeciągu ostatniej godziny, to jednak ich poprzedni utwór jest dla mnie w ścisłej czołówce najlepszych piosenek wydanych w tym roku. Zresztą i tym, którzy go znają również polecam sobie go przypomnieć.



Na uwagę zasługuje także klip, tak jak w przypadku "Masters Of The Sun" stworzony ze zlepków różnych, na pierwszy rzut oka nie pasujących do siebie filmów.




Kids Of The Apocalypse znajdziecie tu:
facebook
twitter
oficjalna strona

poniedziałek, 11 listopada 2013

Eeva - Didn't I

chillsoundsgoodmusic
Pisałem kiedyś, że nie przepadam za damskim hip-hopem, jednak bierze się to stąd, że dziś kobiety, które mają najlepsze flow, najczęściej najzwyczajniej w świecie je marnują. Żeby daleko nie sięgać - weźmy taką Nicki Minaj. Jej gościnny występ w "Monster" Kanye West'a był tak fenomenalny, że liczyłem na równie wspaniały album. Niestety, okazało się, że Nicki woli świecić tyłkiem na plaży śpiewając o tym, że "statki kosmiczne zostały stworzone do latania" (Thank you, Captain Obvious!). Zastanawiam się czasem, co stało się z wszystkimi wspaniałymi artystkami z lat '90, które perfekcyjnie mieszały klasyczny hip-hop z r&b i soulem. Okazało się, że nie należy ich szukać w Stanach Zjednoczonych, lecz zdecydowanie bliżej - w Serbii.

O 25-letniej Eevie jest coraz głośniej w jej rodzinnym kraju. Dziewczyna wzięła udział w tegorocznej edycji serbskiego "Mam talent", gdzie dotarła do półfinałów. Jeżeli napiszę, że wśród swoich inspiracji wymienia takie artystki, jak Aaliyah, Erykah Badu, Brandy oraz Mary J. Blige, a na swoim koncie ma bardzo dobre covery Lauryn Hill i Drake'a, sprawa wydaje się oczywista. Jeżeli dodać do tego fakt, że występ ze wspomnianego talent-show, podczas którego Eeva wykonywała "On & On" z repertuaru Badu, został udostępniony na Twitterze przez samą Erykah, wiemy już, że mamy do czynienia z pokładem talentu, na jaki rzadko można natrafić. Dziewczyna w każdym swoim utworze przenosi nas w czarne klimaty charakterystyczne dla końcówki ubiegłego wieku, niezależnie od tego czy zmierza bardziej w stronę hip-hopowych brzmień, czy soulowych ballad.

Wokalistka przymierza się do wydania debiutanckiej EP-ki, która ukaże się nakładem najbardziej znanej, niezależnej serbskiej wytwórni hip-hopowej Bassivity Digital. Singlami promującymi wydawnictwo są mieszający r&b z popem "Backdoor" oraz osadzony głęboko w hip-hopie "Didn't I". Pierwszy track jest bardzo dobry, jednak drugi przyćmił go całkowicie, automatycznie stając się dla mnie jednym z lepszych nagrań tego roku. Prosty, klasyczny hip-hopowy beat, na którym Eeva brzmi niczym Aaliyah w swoich najlepszych utworach "wziął mnie" od pierwszego przesłuchania. Feeling tej dziewczyny przyćmiewa wszystkie współczesne hip-hopowe gwiazdki, tak namiętnie promowane przez amerykańskie media. Wydaje mi się, że o ile młodej Serbce dopisze szczęście, możemy mieć do czynienia z narodzinami współczesnej divy r&b i soulu. Godna następczyni Aaliyah? Oj, chciałbym, chciałbym.

Poniżej znajdziecie opisywany singiel, jak i utwór Eevy sprzed roku. Wszystkim wielbicielom takich klimatów polecam jednak sprawdzenie całej twórczości wokalistki.

"Didn't I"


"Put In Work"


Artystki szukać możecie tu:

Chelsea Lankes - Ghost

chillsoundsgoodmusic
Spokojny, chillujący podkład muzyczny i delikatny głos pochodzącej z Nashville Chelsea Lankes współgrają ze sobą perfekcyjnie, tworząc przyjemną dla ucha popową balladę, której jednak daleko od serwowanej przez radia nijakiej papki. Chelsea ma już na swoim koncie niezłą EP-kę "Ringing Bell", promowaną przez zdecydowanie szybszy, a jednocześnie równie delikatny track "Wrecking Ball" (nie, nie ten od Miley). Pozwala to wysnuć przypuszczenie, że zamiłowanie do elektronicznych brzmień i talent w tworzeniu nieinwazyjnych, wpadających w ucho kompozycji przełoży się na jakość pierwszego albumu wokalistki, który ma nosić tytuł "Lucid" i pojawić się na początku przyszłego roku. Opisywany track możecie pobrać za darmo z soundcloud'a artystki.


Chelsea Lankes odnajdziecie tu:

Say Lou Lou - Better In The Dark/Beloved

chillsoundsgoodmusic
O siostrach Kilbey pisałem już w maju, przy okazji premiery utworu "Fool Of Me". Od tamtej pory bliźniaczki milczały, wydając jedynie cover "Feel Like We Only Go Backwards" australijskiej grupy Tame Impala. W końcu jednak dziewczyny wykonały kolejny krok, zapowiadając EP-kę "Better In The Dark". Powód do radości dla wyposzczonych fanów jest jednak minimalny, gdyż na albumie znajdą się jedynie dwie nowe piosenki, a oprócz nich trzy remixy. Lepsze to niż nic, tym bardziej, że oba utwory prezentują styl charakterystyczny dla Say Lou Lou i zdecydowanie nie zawodzą. Wielbicielom "Julian" na pewno przypadnie do gustu delikatny, eteryczny "Beloved", natomiast tytułowy "Better In The Dark" przypomina nam, że Miranda i Elektra równie dobrze radzą sobie w zdecydowanie żwawszych refrenach. Szkoda jedynie, że to nadal tylko dwie piosenki, a na longplay wciąż musimy poczekać.

"Better In The Dark"



"Beloved"


Say Lou Lou szukajcie tu:

Tincture - Tryst (ft. Hazel Brown)

chillsoundsgoodmusic
Przez ponad dwa tygodnie ciszy, która panowała na chillsoundzie zostałem dosłownie zasypany mailami z propozycjami nowych utworów, w związku z czym mam aktualnie w czym przebierać i ciężko będzie sobie z tym wszystkim samemu poradzić, jednak postaram się sprostać zadaniu :)

Na pierwszy ogień idzie track idealnie wpasowujący się w dzisiejszy, późnojesienny klimat. Pod ksywką Tincture ukrywa się Luke Dalton - 23-letni producent z Brisbane w Australii. Po wydaniu sporej liczby remixów i mixtape'ów Luke zdecydował, że przyszła pora na coś autorskiego. Zwiastunem debiutanckiej EP-ki Daltona, której premiera zaplanowana jest na styczeń przyszłego roku, jest powstały we współpracy z członkinią zespołu Otouto - wokalistką Hazel Brown, utwór "Tryst". Track jest reprezentantem gatunku leniwej elektroniki, w której na pierwszy plan wysuwa się podkład muzyczny oparty na charakterystycznej perkusji i dźwiękach syntezatorów. Wokale tworzą tu idealne tło. Sprawdźcie sami:


Artysty szukajcie tu:

sobota, 26 października 2013

Female - Stay

chillsoundsgoodmusic
Po mocnej dawce pobudzającego basu, pora na coś równie chillującego. Female to australijski producent, który co prawda specjalizuje się w tworzeniu wyciszających, minimalistycznych, elektronicznych utworów, jednak przy jego najnowszym tracku, zatytułowanym "Stay", przeszedł samego siebie. Piosenka brzmi, jakby była zaginionym utworem z ostatniej EP-ki ODESZY, co jest moim zdaniem gigantycznym komplementem. Idealny track, jeżeli chcemy na chwilkę usiąść i odetchnąć.


Mace - 50k In My Grill

chillsoundsgoodmusic
Sobotnie poranki często bywają ciężkie, szczególnie gdy dzień wcześniej żegnaliśmy się z dniami roboczymi zbyt upojnie. W takie dni potrzeba nam dodatkowych kilku godzin spędzonych w łóżku, bądź czegoś, co pozwoli nam się z tego łóżka wyrwać. A co wyrwie nas z niego lepiej niż porządna dawka przepełnionej basem elektroniki?

Jak już kilka razy wspominałem, nie przepadam za trapem, Mace wyprodukował jednak utwór, któremu udało się idealnie wpasować w moje gusta. Nie jest to trap przesadzony, psychodeliczny, lecz spokojniejszy (o ile trap w ogóle można nazwać spokojniejszym), ocierający się bardziej o hip-hop i dubstep. Potężny bas obudziłby nawet zmarłego, a melodyka utworu nie powoduje, jak to często bywa, odruchów wymiotnych, lecz przyjemnie wędruje do naszych uszu. Track znajduje się na debiutanckiej EP-ce pochodzącego z Milanu Mace'a, pt. "Philly Love Affair".



czwartek, 24 października 2013

"Muzyka to są cztery akordy i prawda" - wywiad z Siemionem.

chillsoundsgoodmusic
Przez 20 lat współtworzył zespół Proletaryat, niedawno jednak wykonał zwrot o 180 stopni, zaskakując wszystkich singlem zwiastującym jego pierwszy solowy album. Z Siemionem rozmawiałem o płycie "Poza Stadem" i o tym, co skłoniło go do tak radykalnej zmiany twórczości.

Zacznijmy od tytułu Twojej nadchodzącej płyty, która nazywać się będzie „Poza stadem”. Czy jest to po prostu nawiązanie do faktu, iż to Twoje pierwsze solowe wydawnictwo, czy też za nazwą tą stoi również jakaś inna historia?

I jedno i drugie. Jest to faktycznie pierwszy solowy album ale jednocześnie na tytuł miał wpływ fakt, że powstał on w zupełnie innym regionie świata i to, że słychać w nim taką trochę alienację. Jest to w warstwie tekstowej, muzycznej zresztą chyba też, rzecz przeznaczona głównie dla ludzi, którzy myślą. Takie było założenie. Nagle stanąłem z boku wszystkiego i byłem sam. Strasznie dużo mógłbym o tym mówić, ma to bardzo dużo znaczeń, na pewno nie jest to nazwa nadana tak po prostu.

Jeżeli chodzi o pracę w studio, to wolisz być „Poza stadem” i pracować nad płytą solo, czy w grupie, tak jak przez 20 lat z zespołem Proletaryat?

To są zupełnie inne doświadczenia. Jak się pracuje z grupą, w ten sposób, że się robi płytę i jest wynajęte studio, to jest tzw. deadline, czyli termin, który nas goni. Jest to jeden z najistotniejszych elementów przy nagrywaniu płyty niezależnie od tego czy to będzie własny album, czy nagrany z zespołem. Kiedy chodziłem w Wielkiej Brytanii do szkoły, jeden z producentów mi powiedział: „musisz wiedzieć co chcesz zrobić i kiedy chcesz to zrobić, inaczej nigdy tego nie dokończysz”. Z zespołem zawsze jest to oczywiste – masz dwa tygodnie, wcześniej musisz mieć gotowe piosenki i umieć je zarówno zagrać, jak i nagrać. Tworzenie płyty solo to inne doświadczenie – samemu zawsze można sobie w płycie „grzebać”, o ile ma się własne studio nagraniowe. Ja wpadłem na pomysł, żeby wyznaczyć sobie taki deadline i to był konkretny termin, konkretny dzień. Tego dnia przestałem pracować nad płytą, aczkolwiek parę miesięcy później znowu zacząłem przy niej majstrować. Jest tak: wolę pracować sam kiedy komponuję, a potem pracować z kimś, kiedy doaranżowuję te piosenki. Świetnie mi się nagrywało tę płytę samemu, ale odnoszę wrażenie, że drugi album, nad którym sobie już teraz troszeczkę pracuję, postaram się nagrać na żywo w studio, z zespołem, bo to też świetne przeżycie. Jest to więc bardzo, bardzo trudny wybór.

Jak długo powstawała tak naprawdę ta płyta? Nie chodzi mi tylko o realną pracę nad nią, lecz cały proces - od momentu, gdy myśl o niej narodziła się w Twojej głowie.

Parę lat. W pewnym momencie swojego życia przyjechałem tu, do Edynburga. To jest bardzo dziwne miasto - miasto duchów. Nawet na autobusach są czasami takie ogłoszenia, że tylko duchy podróżują w nocy za darmo, a śmiertelni muszą płacić. Mieszkałem 500 metrów od bardzo słynnego miejsca wśród ludzi z całego świata, którzy śledzą życia pozagrobowe i inne paranormalne rzeczy. Czasami im się coś uda nawet nagrać, czasami nie. Było tak, że w pewnym momencie coś we mnie pękło, coś się złamało i ułożyłem sobie pierwszą piosenkę, która spowodowała, że się polubiliśmy z miastem. Jeżeli chodzi o całą płytę to myślę, że około pięciu lat. Najwięcej czasu zabrało mi szukanie siebie samego, tego dokąd zmierzam, gdzie jestem. Właściwie zaczęło się od rytmów bardziej cygańsko-bałkańskich, które obrazuje piosenka „Wesoły smutek”, a skończyło na coraz bardziej skromnych i spartańskich klimatach, w których coraz mniej było tych szalonych instrumentów.

Strasznie dużo czasu zajmuje też pisanie tekstów. Trochę zajęło mi znalezienie właściwych słów, które oddadzą to, co chcę przekazać - trzeba naprawdę się namęczyć nad tym. Trwało to parę lat, natomiast tak jak pierwsza piosenka zajęła mi bardzo dużo czasu, tak każda następna już coraz mniej i mniej. Teraz jest tak, że siadam i piszę piosenkę praktycznie od początku do końca w bardzo krótkim czasie. Pozostaje tylko kwestia, żeby to później nagrać.

Skoro już poruszyliśmy temat tekstów, w wywiadzie z portalem „Zakamarki audio” powiedziałeś, że trudno Ci mówić o inspiracjach w przypadku muzyki. A jak jest z warstwą tekstową, skąd rodzą się pomysły na słowa?

Powstają w najprostszy chyba możliwy na świecie sposób – biorę gitarę, zaczynam sobie grać coś, co w pewnym momencie wydaje mi się ładne, więc rozwijam sobie temat i jednocześnie przychodzi mi do głowy melodyjka. Z tą melodyjką grają mi też teksty i one najczęściej w ten właśnie sposób powstają. Keith Richards powiedział w swojej biografii, że on nie układał piosenek, lecz posiadał coś w rodzaju anteny, która sprawiała, że jako pierwszy wychwytywał melodie przepływające przez jego pokój. Podobnie jest chyba ze mną, że ja po prostu sobie siedzę, nagle coś mi literalnie wpada do głowy i zaczynam to kontynuować i iść w tę stronę. Czasami jest też tak, że wymyślam sobie piosenkę i potem siedzę i piszę tekst, jednak niezależnie od tego, wszystkie teksty są oparte bardzo mocno na nastroju w danej chwili i na emocjach, które we mnie grają. Powiedziałbym, że wszystkie teksty, które napisałem na tę i na następną płytę, to chyba jedne z najbardziej szczerych tekstów, jakie można znaleźć na rynku. Po prostu wsadziłem tam to, co we mnie grało w danym momencie, nie zastanawiając się nad tym, jak ludzie to odbiorą i czy im się to będzie podobało. Zamiast tego skupiłem się na tym, czy to jest to, co chcę powiedzieć, także tu nie ma ściemy kompletnie.

Wielu ludzi, takich którzy już naprawdę osiągnęli w swoim życiu jakiś poważny sukces, powtarzało mi: „Muzyka to są cztery akordy i prawda – jak otworzysz swoje serce i powiesz to, co masz do powiedzenia, to Cię ludzie będą chcieli słuchać, bo prawda jest prawdą, a nie graniem na chwilę i dla pieniędzy”. Ja się cieszę, że nawet przez chwilę nie myślałem o tym, czego ludzie będą chcieli słuchać, tylko co ja chcę przekazać. Jest to więc niezwykle emocjonalna płyta i bardzo osobiste teksty.

Przejdźmy do pytania, które pewnie bardzo interesuje Twoich dawnych fanów – co skłoniło Cię do tak radykalnej zmiany w twórczości?

Część mojej osobowości. Blues, muzyka folkowa, odrobina klasyki – to zawsze emanowało ze mnie w moich gitarowych riffach. Są wśród nich takie, które można sobie spokojnie zagrać na gitarze akustycznej. Myślę, że jest to po części zasługa tego, że od zawsze lubiłem artystów takich jak Bob Dylan, Bob Marley, J.J. Cale, bluesa z lat 30-tych, czy też 20-tych typu Robert Johnson czy Charlie Patton - takie rzeczy, dzięki którym możesz cofnąć się w czasie żeby zobaczyć, skąd się wzięła muzyka, której słuchamy współcześnie. To wszystko we mnie grało od zawsze, szczególnie dużo bluesowych rzeczy.

Jest to też konsekwencja tego, że postanowiłem, iż to już koniec grania muzyki w tym konkretnym układzie, w którym byłem. Przyszło mi do głowy, że nie mam już nic do powiedzenia, grając taką metalową rzecz. Pomyślałem, że jak nam się drogi rozejdą, to prawdopodobnie będziemy się czuli wszyscy wolni i tak jak ja mogę sobie zrobić coś swojego, tak być może zespół pójdzie w jakąś inną stronę, skoro razem nam się to nie udało. Po prostu wyzwoliłem się z pewnych okowów. Jak gra się taką muzykę, to dla bardzo wielu fanów każde odejście w bok balansuje na cienkiej granicy pomiędzy zdradą a eksperymentem, a ja bardzo nie lubię szufladkować i być tak kojarzony, że gram tylko to i nic więcej. Myślę więc, że to jest ta główna przyczyna - chciałem po prostu zrobić to, co uważałem za stosowne w danym momencie, to co grało we mnie, zbierało się i zbierało, aż w końcu wybuchło.

Co do mocniejszych, rockowych brzmień. Zostawiłeś je za sobą i już ich nawet nie słuchasz czy dalej są w Twoim sercu i z chęcią do nich wracasz?

Na pewno nie zostawiłem. Mam najnowszą płytę Black Sabbath i jestem nią zachwycony. Fanem Black Sabbath byłem zawsze, szczególnie tych płyt kiedy Ozzy Osbourne z nimi grał. Może nie 100% ich materiału, ale myślę, że 90% piosenek to dla mnie cały czas rzeczy, które kładą na łopatki kiedy ich słucham, tak samo zresztą jak Led Zeppelin. Uwielbiam tę muzykę, zostawiłem sobie oczywiście płyty Soundgarden czy Nirvany, bo ciągle ich lubię. Nie słucham już jednak tych cięższych brzmień typu Pantera. Już jakiś czas temu, jeszcze w Polsce, w sklepach i komisach, lub z ludźmi zamieniałem się albumami, rozmawiając na zasadzie:

- To ja ci dam Panterę, a ty mi daj np. tego Boba Dylana.
- Dobra, weź sobie, bo ja i tak nie słucham, a Panterę lubię.

Powymieniałem to sobie na takie płyty, które mógłbym zabrać ze sobą na bezludną wyspę. Zdecydowanie bardziej bym chciał słuchać tam Boba Dylana niż Pantery, chociaż bardzo Panterę lubię. „St. Anger” zespołu Metallica jest cały czas dla mnie numerem jeden, jeśli chodzi o taki klimat - uwielbiam tę płytę. Wiem, że dla niektórych jest ciężka i niezrozumiała, ale ja ją po prostu kocham, to jest świetna muzyka, cudowna płyta, więc jak widać nie wyrwałem się tak całkiem z korzeniami.

Metallica - "St. Anger"


Wspominałeś już o drugiej płycie, czego możemy się po niej spodziewać? Czy znów całkowicie zmienisz styl czy pozostaniesz na obranej przez siebie ścieżce?

Trudno mi powiedzieć. Jest taka zasada, którą kiedyś sobie przeczytałem i która podobno ciągle obowiązuje – na nagranie pierwszej płyty masz całe życie, na nagranie drugiej już tylko 12 miesięcy. Zauważyłem taką dziwną prawidłowość – większość artystów w dzisiejszych czasach wyskakuje na rynek ze świetną pierwszą płytą, druga jest znacznie słabsza i dopiero trzecia znowu jest fajna. Dzieje się tak głównie, jak sądzę, z tego powodu, że pierwszą płytę robią przez ileś tam lat, a na drugą praktycznie nie mają czasu, bo mają trasy, wywiady, próbują też to podzielić między życie osobiste, więc powstaje ona na szybko, bo jest zobowiązanie. Po drugiej płycie jakby przygasa zainteresowanie zespołem i w tym momencie jego członkowie znowu mają czas na zrobienie lepszej muzyki. Ja chciałbym mieć drugą płytę gotową, kiedy coś się wydarzy. Mam ogromną nadzieję, że ludzie jakoś odbiorą tę muzykę i będą chcieli jej słuchać.

Druga sprawa jest taka, że nie chce przestać robić tego, co zacząłem i co sprawia mi tak ogromną przyjemność. Nie chcę działać tak, jak niektórzy to robią, że traktują muzykę jak pracę, na zasadzie „nagrałem płytę to teraz mam spokój do momentu, aż będę musiał nagrać następną”. Przez to niektóre zespoły każą pięć lat czekają na kolejny album. Doszedłem więc do wniosku, że będę sobie cały czas robił te piosenki, w ten sposób one się zbierają i jest ich coraz więcej.

A czy to będzie coś innego? Jako że niedawno, na urodziny bodajże, dostałem banjo i oszalałem na punkcie tego instrumentu, bo jest po prostu szalony, zwariowany i bardzo fajnie mi się na nim piosenki układa, sądzę, że na drugiej płycie może się pojawić tego banjo sporo. Może być też tak, że przestroję sobie gitarę i będę grał na rosyjskim stroju, co mi się też czasami przydarza. W tym przypadku jest tak, że jak uderzysz, to masz taki specyficzny prawie akord. Oni mają tam siedem strun i to jest w ogóle szaleństwo, co na tych gitarach wyprawiają. W każdym razie na pewno będzie duże połączenie pomiędzy tym co jest, a tym co będzie, jednak póki co wszystkie piosenki są tak naprawdę napisane na banjo i głos albo tylko gitarę i głos.

Teksty odgrywają w nich przeogromną rolę, myślę, że na pewno troszeczkę zmniejszę instrumentarium, będzie oczywiście akordeon, ale być może nie będę już wariował z sekcjami dętymi. Zresztą trudno mi powiedzieć, trochę skromna będzie ta płyta w sensie aranżacyjnym, ale też pewnie i dojrzalsza. Tak sądzę. Jest już nagranych parę piosenek, tylko, że one są jeszcze w tej surowej formie, więc czekam teraz co mi przyjdzie do głowy, jak zacznę już je aranżować. Nagle tu mi zagra melodyjka, tam mi zagra melodyjka, pomyślę sobie: „Może to na ukulele, to na jakimś akordeonie, to na czymś” i się zrobi znowu bogato. Na tej pierwszej płycie jakieś 50% instrumentów musiałem wykasować, bo już sam nie mogłem tego słuchać. Było takie natężenie aranżacyjne, że nie było w tym już miejsca na wyobraźnię, także nie wiem, jak to będzie z drugim albumem.

Wracając jeszcze na chwilę do „Poza stadem” – czy pierwszy singiel, „Możemy sobie gdybać” jest czytelną zapowiedzią tego, czego możemy oczekiwać po całym albumie, czy jeszcze coś nas zaskoczy?

Myślę, że jest kilka utworów, które zaskoczą. Jest taki utwór, który się nazywa „Pudełeczko”. Nie ma on nic wspólnego z akustycznym graniem. Jest też piosenka, która się nazywa „Szarowidzenie”, ona też powinna zaskoczyć. Ta płyta nie jest równa, w tym znaczeniu, że słyszysz piosenkę i wiesz czego się spodziewać po następnej. Myślę, że ona jest dość mocno zróżnicowana i to jest chyba jej ogromna zaleta, aczkolwiek słychać również, że jest jedną całością. Na pewno jednak ze 2-3 piosenki mogą w pewnym sensie zaskoczyć. „Możemy sobie gdybać” też jest takim swego rodzaju „kwiatkiem” na tej płycie, zresztą ta wersja, która teraz jest na VEVO jest nieco inna, niż ta podstawowa. Mam nadzieję, że płyta jest na tyle zróżnicowana, że nie będzie się nudziła.

Siemion - "Możemy Sobie Gdybać"


Ile utworów łącznie będzie na płycie?

Na płycie jest 9 utworów.

Albumu możemy się spodziewać w listopadzie, tak?

Rozmawiałem z wydawcą, który chce przesunąć termin, po to żeby jeszcze bardziej pokazać światu, że ona ma wyjść. To wszystko jest płynne, zobaczymy czy w listopadzie czy w grudniu.

A kiedy i gdzie możemy spodziewać się jakichś koncertów?

Będą w Polsce. Myślę, że ja przede wszystkim nastawiam się na koncerty, bardzo bym chciał je grać. Jednak żeby móc grać koncerty to ludzie muszą wiedzieć, że taka muzyka jest i muszą chcieć przyjść na koncert, a żeby wiedzieć i chcieć przyjść, to ta muzyka musi być w jakimś stopniu ludziom przedstawiona. Dopiero wtedy mogą oni zdecydować, czy im się to podoba czy nie. Koncerty więc będą się odbywać na pewno dopiero po jakimś takim rozpowszechnieniu wiadomości, że jest ta płyta i zobaczeniu jaki jest oddźwięk. Żeby nie było tak, że robię koncert, a tu nikt nie przychodzi, bo wtedy byłaby kicha.

Biorąc pod uwagę komentarze do „Możemy sobie gdybać”, czy to na Twoim profilu na Facebooku, czy pod klipem na YouTube, widać, że oddźwięk jest i to bardzo pozytywny. Jak to na Ciebie działa, czy jest to motywujące czy bardziej wywiera presję, żeby następny singiel był odebrany równie dobrze?

Jest to bardzo motywujące, ale przede wszystkim sprawia ogromną przyjemność, bo myślę sobie: „Kurczę, fajnie, że są jeszcze inni ludzie, którzy w ten sposób myślą, którzy mają podobny gust muzyczny”.

Co sądzisz o współczesnej scenie muzycznej, przede wszystkim w Polsce. Czy ktoś zaskakuje Cię pozytywnie?

Jest tak, że kompletnie nie mam dostępu do czegoś, co bym nazwał muzyką podziemną. Z doświadczenia wiem, że musi się dziać coś fajnego, jednak cała masa świetnych zespołów nie ma innej szansy funkcjonowania, jak tylko na scenie czy na żywo. Jak będą chcieli żeby wydać im muzykę, to się trafi taki wydawca jeden z drugim, który powie: „Wiesz, ja bym wam i wydał tę płytę, bo ona jest naprawdę fajna, ale ja muszę mieć gwarancję, że jej się sprzeda przynajmniej z 5000 sztuk. Bo jak się nie sprzeda 5000 to mi się nie opłaca jej wydawać, a żeby się sprzedało 5000 to słyszycie w radiu, jak trzeba grać.” No i zespół się tym martwi i tak naprawdę nikt nie ma za bardzo szans na wydanie.

Hip-hopowcy poradzili sobie z tym świetnie. Oni wydają sobie muzykę sami, często umieszczając na stronie specyfikację, dlaczego ta płyta kosztuje tyle i tyle, żeby ludzie wiedzieli, że nie są robieni „w balona” i że jak mają zapłacić 25 zł za płytę, to ona kosztowała artystę np. 24. Ja mam wrażenie, że muzyka hip-hopowa w Polsce, jeśli chodzi o takie rzeczy jak wydawanie, dystrybucja i promocja płyt, wyznacza nowe ścieżki.

Ja w ogóle miałem koncepcję, żeby moją płytę udostępnić za darmo do ściągania, ale trochę mi to nie wyszło. Miałem na to pomysł, jednak nie mam możliwości zrobienia jakiejkolwiek promocji, więc nie udało się tym razem, ale za którymś razem na pewno wyjdzie. Moim marzeniem jest powiedzieć tak: „Weźcie sobie ściągnijcie piosenki za darmo i przyjdźcie na moje koncerty, bo tego co zobaczycie czy usłyszycie lub poczujecie na koncercie, to wam ani płyta nie da, ani nie zdobędziecie w inny sposób”. Poza tym pomyślałem sobie, że jeżeli płyta będzie za darmo do ściągnięcia, to nikt nie będzie miał wyrzutów sumienia, że ukradł, tylko będzie wiedział: „ja mam legalną tę płytę”.

Wracając do tego co słyszę w radio, to bardzo mile zaskoczył mnie fakt, że na pierwszym miejscu Listy Przebojów Programu Trzeciego był Jaromir Nohavica. Dla mnie to powód do radości. Co do muzyki, która mnie zachwyca – ciągle jest to Hey, nie wiem jak Myslovitz, bo ich nie słyszałem dawno, zatrzymałem się na etapie „Korova Milky Bar”. Ja pamiętam jeszcze Myslovitz, który się nazywał The Freshman, ktoś mi przysłał ich kasetę. Posłuchałem i z tą kasetą chodziłem po wszystkich wytwórniach i mówiłem „wydajcie tę płytę, jak na niej nie zarobicie, to na pewno nie stracicie”, ale nikt nie chciał tego wydać. Wszyscy się śmiali, mówiąc „eeee, co ty?”. Potem okazało się, że ktoś ich wreszcie wydał i że Myslovitz to jednak fajny zespół. Sprawiło mi frajdę, że ktoś się wreszcie zreflektował. Nie śledzę aż tak bardzo polskiej sceny muzycznej na ten moment, więc mogę tylko mieć wrażenie, że w Polsce się trochę muzyka grunge’owa z końca lat 80-tych, 90-tych zaczyna budzić, bo słyszałem ze dwa albo trzy zespoły, które grają grunge. Grają go oczywiście trochę inaczej, po swojemu, bo wiadomo, że to są inne czasy, ale fajnie im to wychodzi. Gdybym miał jakieś linki do zespołów, do ich stron, to bardzo chętnie bym tego sobie posłuchał, tylko że byłem ostatnio tak zajęty płytą, że nawet nie miałem czasu sprawdzać, co tam w polskiej muzyce rozrywkowej słychać.

Na koniec poprosiłem Siemiona o podrzucenie nam kilku utworów, które byłyby zgodne z ideą chillsoundsgoodmusic, czyli takie, które bardzo lubi, a nie są powszechnie znane. Spośród listy podesłanych przez niego piosenek, wybrałem kilka, które znajdziecie poniżej.

The Budos Band - "Ride Or Die"


Alabama Shakes - "Hold On"


CocoRosie - "Grey Oceans"


Siemionowi dziękuję za poświęcenie swojego czasu na rozmowę, która pod koniec zamieniła się w całkiem miłą pogawędkę odbiegającą od tego, co zaplanowałem na wywiad. Podziękowania należą się również Nike Recordings i Alex, dzięki uprzejmości których miałem możliwość przeprowadzenia tego "interwju". Dzięki, dzięki, dzięki :)